Thursday, March 20, 2014

U Konfucjusza

Tajwan jest wyjątkowym miejscem. W większości przypadków im bardziej rozwinięty kraj, tym mniejsze zainteresowanie jego mieszkańców religią i duchowością.  Przykładów jest wiele, na przykład Irlandia.  Tajwan poszedł w przeciwnym kierunku, szybkiemu rozwojowi gospodarczemu w drugiej połowie XX wieku towarzyszył równie dynamiczny przyrost świątyń. Obecnie na jednego mieszkańca wyspy przypada ich mniej więcej tyle, ile sklepów spożywczych, a tych ostatnich jest na Tajwanie mnóstwo. 

Tyle można przeczytać w przewodnikach, jeżeli zwiedzanie kraju rozpocznie się od świątyni Konfucjusza w Tainanie, pierwsze wrażenie może być zupełnie inne.
Przypadkiem trafiliśmy tam na wielkie święto i obchody urodzin, imienin czy jakiejś innej rocznicy związanej z tym chińskim filozofem (sprawdzone w googlu post factum, urodziny wypadały całe dwa tygodnie wcześniej, suma summarum do tej pory nie wiem z jakiej okazji było to całe przedstawienie). Jakby na złość tyrystom tego typu uroczystości zaczynają się zawsze wcześnie rano, więc o wschodzie słońca przemierzamy ulice Tainanu udając się w kierunku świątyni. Troche spóźnieni boimy się czy uda nam się zająć dobre miejsca.

A u Konfucjusza pustki. Garstka widzów, mniej ich niż głównych uczestników ceremonii. Może to i lepiej, nie ma klimatu jarmarku, można w spokoju popatrzeć na cały obrządek. A wygląda on zupełnie inaczej niż to, co zobaczyć można w Europie. Tancerze, ubrani na czarno i uzbrojeni w tyczki zakończone piórami, przechylają się na prawo i lewo, kucają, machają tyczkami nad głową albo je ze sobą krzyżują. Ciężko to wszystko nazwać tańcem.


Od czasu do czasu ktoś powie do mikrofonu coś po chińsku, jeden z mistrzów ceremonii podejdzie do bocznego ołtarza zanosząc albo odnosząc coś w szkatułce. Przygodny obserwator rozumie z tego mniej więcej tyle, co z japońskich teleturniejów, ale mimo to popatrzeć warto.

Wszystko skonczyło się po godzinie a potem nagle ustawiła się kolejka do głównego ołtarza. Inni stoją, to my też, takie przyzwyczajenie z czasów PRL. Po paru minutach jesteśmy u celu... a tam w samym centrum świątyni widzimy niedawno zabitą kózkę, świnkę i krówkę. Do tej ostatniej wszyscy się tłoczą bo zerwanie paru jej włosów ma zapewnić szczęście i dostatek. Koza i świnia muszą czuć się ignorowane.




No comments:

Post a Comment