Saturday, January 7, 2012

Kuwejt - podsumowanie

Z pewnym opóźnieniem pare luźnych uwag i refleksji powyjazdowych.

Nie wiem, czy pieniądze dają szczęście ale na pewno nie dają poczucia estetyki. Większość wyzwolonych Kuwejtek ma makabryczny styl ubierania się i chodzi po mieście w wyciągniętej piżamowej bluzie i dresach wpuszczonych w futrzane pseudokalosze ewentualnie w botki z cekinowymi trupimi czaszkami. Koszmar. To ja już wole klasyczny strój.


Pieniądze dają +100 punktów mocy i poczucia nieśmiertelności, zachód słońca to wszystko podwaja. Miejscowi jeżdżą samochodami jak kaskaderzy, wyprzedzają na zjazdach z autostrady, włączenie świateł w nocy uważają za zbędną fanaberię i utratę męskości. Chcesz przeżyć niezły surviwal? Wypożycz w Kuwejcie samochód bez ubezpieczenia. Wersja dla początkujących - zaryzykuj przejście na czerwonym świetle. 


W kraju, którego największą atrakcją są wieże ciśnień, wypełnione wodą trudno oczekiwać turystycznej nirwany. Zgodnie z oczekiwaniami podróżników na miejscu policzyć można było na palcach jednej ręki (dlatego, że pojechaliśmy do Kuwejtu w czwórkę ;-) i to właśnie była druga najfajniejsza rzecz podczas tego urlopu. Pierwsza to bezapelacyjne stężenie wielbłądów na metr kwadratowy.



Sunday, January 1, 2012

Legenda o Dicksonie i drzewie.

Dawno, dawno temu, czyli gdzieś w latach trzydziestych ubegłego wieku żył sobie w Kuwejcie Harold Dickson. Życie miał spokojne i dostatnie, pewnie dlatego, że był przedstawicielem brytyjskiej korony na tych terenach. Miał dom nad morzem, służbowy samochód, do szczęścia brakowało tylko bekonu na śniadanie (kraj muzułmański i wieprzowina nie idą ze sobą w parze...).

Ale jedna rzecz martwiła Dicksona - jego dziwny sen. Śniło mu się drzewo, co samo w sobie w pustynnym kraju jest już dosyć niezwykłe. Co więcej, koło drzewa biło źródło wody. A to już podpadało pod science fiction, w państwie, które w tamtym czasie w H2O zaopatrywały karawany z irackej Basry, oddalonej o ponad 150km. 

Sen powtarzał się co noc, Dickson zrobił więc to, co każdy inny człowiek zrobiłby na jego miejscu, czyli poszedł pogadać o tym z emirem. A tu niespodzianka, władcy Kuwejtu śniło się dokładnie to samo. O przypadku nie mogło być mowy, we dwóch uradzili więc, że drzewo trzeba znaleźć, jak w okolicy rzeczywiście będzie woda, to wreszcie będzie można codziennie brać prysznic a może nawet pokusić się o jacuzzi. 

Dickson jeździł po pustyni prawie dwa tygodnie, szukał i szukał ale drzewa nie było. Pewnie dlatego, że pustynia jest spora a drzewo małe. W końcu jednak się udało, roślina wyglądała dokładnie tak, jak we śnie. A jak w morzu piasku coś rośnie, to nieopodal musi być też woda. Dickson łapie za szpadel i kopie. Wody nie ma, w okolicy jest za to coś, za co można w przyszłości kupić hektolitry H2O, zbudować kryte lodowisko i założyć drużynę hokejową. W okolicy jest ropa. 

Tą słodką legendę o odkryciu głównego bogactwa Kuwejtu zaserwował nam z szybkością karabinu maszynowego i z pięknym hinduskim akcentem kustosz muzeum urządzononego w dawnym domu Dicksona. W sumie nie dziwne, że kraj funduje takie honory człowiekowi, który znalazł ropę. Dziś Kuwejt ma piąte na świecie rezerwy tego surowca i w ciągu jednego pokolenia z biednego emiratu piasku i wielbłądów przeskoczył do czołówki najbogatszych państw na świecie pod względem PKB.


 Wody ma teraz pod dostatkiem, magazynuje ją nawet w futurystycznych konstrukcjach (kulka z lewej) i buduje obok nich tarasy widokowe (kulka z prawej).