Sunday, August 28, 2011

Kalendarz Pirelli

Co roku jest wielką sensacją medialną, rozbuchaną chyba bardziej, niż potrzeba. Ale pomysł połączenia kalendarza z obrazkami nie jest nowy, na przestrzeni wieków zmieniała się tylko trochę forma i modelki. 

Wydanie z pierwszej połowy XVIII w. można podziwiać w katedrze sandomierskiej. W nawach bocznych nie sposób nie zauważyć dwunastu ogromnych obrazów, każdy odpowiadający jednemu z miesięcy. Na obrazach tłumy ludzi, niektórzy z nich mają namalowane numerki - to są dni. A żeby dni można było łatwiej zapamiętać, postacie mają dosyc charakterystyczne pozy (charakterystyczne jednak nie dla mnie, bo pamiętam tylko jedną konkretną datę). 

I tak, 21. dzień pewnego jesiennego miesiąca to święto rżnięcia piłą.


23. dzień byłby chyba odpowiedni na operację siatkówki.



Kolejny miesiąc to idealna pora między innymi na zabiegi pielęgnacyjne ze smoły i amptutację głowy. 



Ale trzeba też uważać, bo o nieporozumienia nietrudno. Umawiasz się z dziewczyną na tańce w dniu ciężarka u szyi, mija parę godzin a jej nie ma. Po czym okazuje się, że ona czekała na Ciebie cztery dni wcześniej, wystroiła się i wygnała całą rodzinę na pole, żeby mieć wolną chatę a Ty wystawiłeś ją do wiatru. Foch gwarantowany.


Za to Walentynek przegapić nie sposób, to dzień podcinania grzywki szablą.


Zamiast rozebranych panienek męczennicy kościoła. Słodkie, prawda?

Saturday, August 27, 2011

Ojciec Mateusz rządzi

Nie mając telewizora człowiek żyje w słodkiej nieświadomości. Omija go tyle ciekawych rzeczy i dopiero ze sporym opóźnieniem dowiaduje się, że teraz numerem jeden wśród bohaterów ludowych jest ksiądz-cyklista-detektyw.

Sandomierz jest teraz na topie, turystyka serialowa napędza do miasta tłumy niewidziane tu chyba od dawna. W niedzielne przedpołudnie przez stare miasto i rynek przepędzane są wycieczki, jedna za drugą. Niektórzy przewodnicy opowiadają ciekawe rzeczy, aż chce się przystanąć i podsłuchac trochę o historii miasta. Inni za to skupiają się na wielce istotnych informacjach o tym gdzie w których odcinkach umiejscowiony był posterunek policji...

A na takich turystach zarobic jest prosto. w stylu krupówkowym:




Trochę szokda, bo Sandomierz jest naprawdę ładny. Ale żeby móc to docenić, trzeba przyjechać tu w środku tygodnia, pospacerować w spokoju po brukowanych ulicach, zajrzeć do kościołów a potem przysiąść gdzieś na ławce i w spokoju oglądać drugą twarz miasta, tą mniej serialową.

   


        
A w ramach rozszerzania horyzontów obejrzę sobie chyba jakiś odcinek serialu na YouTube :-)

Thursday, August 18, 2011

Transparency International

Nocny spacer po Amsterdamie pozwala zaznajomić się z najnowszymi trendami wykańczania wnętrz. I nie myślę tu bynajmniej o małych pokoikach z czerwonym neonem i panią w środku, chodzi mi o mieszkanie przeciętnego Holendra. Protestanckie korzenie nie pozwalają wielu mieszkańcom tego kraju robić rzeczy, których by się później wstydzili. A jak nie ma się nic do ukrycia, to po co zasłaniać okna? Szczególnie te na parterze, przechodząc obok których nie sposób nawet przypadkiem zajrzeć komuś do mieszkania.

Hitem sezonu są w tym roku pękate lampki z abażurami, stojące najczęściej na stole albo na podłodze; widziałem je w co drugim mieszkaniu a rekordzista zgromadził sześć w jednym pokoju (musi się nieźle nachodzić zapalając i gasząc je po kolei...). Dominującym kolorem jest beż, forma jest prosta, bez żadnych wyszukanych esów-floresów. 

Modne jest też połączenie salonu z biblioteczką, ściany wielu mieszkań wypełnione były regałami z książkami. Wychodzi na to, że Holendrzy jeżeli nie czytają więcej, niż Polacy (a mniej się chyba nie da), to przynajmniej kupują więcej literatury.

Mieszkania są tradycyjne więc nowoczesny design musi wyjść na ulicę. Takie cuda można było zobaczyć na trawniku przed moim hotelem:



... ale najciekawsze były i tak donice na drzewka, sponsorowane przez Fiata.


Tuesday, August 16, 2011

Ordnung ueber alles!

Stacja sbahn, wczesne popoludnie. Po peronie chodzi kobieta, podchodzi do czekajacych na pociag, o cos pyta, odpowiada jej przeczace krecenie glowa a ona niezrazona podchodzi do nastepnej osoby i pyta o to samo. W koncu podchodzi do mnie, prosi o rozmienienie 20eur bo automat do sprzedazy biletow przyjmuje co najwyzej dziesatki. Jestem jej ostatnia nadzieja, wszyscy inni nie maja drobnych. Blagalnym wzrokiem patrzy na mnie, jak nie rozmienie jej pieniedzy, bedzie musiala wyjsc na zewnatrz i szukac szczescia w sklepie. Ma szczescie, w portfelu mam dwie dziesiatki. Rozpromieniona wymienia ze mna banknoty i prawie w podskokach pedzi do automatu kupic bilet. Jechalismy pozniej tym samym pociagiem, wysiadla na nastepnej stacji...

Dziwne? Raczej normalne w kraju, gdzie wracajac pozna noca z koncertu ludzie karnie stoja w kolejce do kierowcy i kupuja bilety. Potem wchodza do zatloczonego autobusu i nawet do glowy nie przyjdzie im mysl, ze o tej godzinie w tak zapelnionym pojezdzie tylko wariat pokusilby sie o sprawdzanie, czy ktos przypadkiem nie jedzie na gape. 

Sa jeszcze na tym swiecie miejsca, gdzie jazda bez biletu to powod do wstydu. Skoro mozna tak myslec nad Menem, to czemu nie udaje sie to nad Wisla?