Co roku jest wielką sensacją medialną, rozbuchaną chyba bardziej, niż potrzeba. Ale pomysł połączenia kalendarza z obrazkami nie jest nowy, na przestrzeni wieków zmieniała się tylko trochę forma i modelki.
Wydanie z pierwszej połowy XVIII w. można podziwiać w katedrze sandomierskiej. W nawach bocznych nie sposób nie zauważyć dwunastu ogromnych obrazów, każdy odpowiadający jednemu z miesięcy. Na obrazach tłumy ludzi, niektórzy z nich mają namalowane numerki - to są dni. A żeby dni można było łatwiej zapamiętać, postacie mają dosyc charakterystyczne pozy (charakterystyczne jednak nie dla mnie, bo pamiętam tylko jedną konkretną datę).
I tak, 21. dzień pewnego jesiennego miesiąca to święto rżnięcia piłą.
Kolejny miesiąc to idealna pora między innymi na zabiegi pielęgnacyjne ze smoły i amptutację głowy.
Ale trzeba też uważać, bo o nieporozumienia nietrudno. Umawiasz się z dziewczyną na tańce w dniu ciężarka u szyi, mija parę godzin a jej nie ma. Po czym okazuje się, że ona czekała na Ciebie cztery dni wcześniej, wystroiła się i wygnała całą rodzinę na pole, żeby mieć wolną chatę a Ty wystawiłeś ją do wiatru. Foch gwarantowany.
Za to Walentynek przegapić nie sposób, to dzień podcinania grzywki szablą.
Zamiast rozebranych panienek męczennicy kościoła. Słodkie, prawda?