Monday, October 3, 2016

Raj na ziemi - wersja azjatycka

Po jednej stronie armia indyjska, po drugiej wojsko z Pakistanu. Niedaleko granica pomiędzy tymi dwoma państwami, nieuznawana przez żadne z nich, traktowana tymczasowo i zwana eufemistycznie linią kontroli. A pośrodku oaza spokoju, raj na ziemi czyli mała wioska Turtuk. Położona na niewielkim plaskowyżu, ponad główną drogą (główną czyli wąskim szutrowym traktem, z wylanym od czasu do czasu asfaltem). Mieszanina kamiennych domków, małych ścieżek i pól uprawnych zupełnie nie pasująca do reszty Ladakhu. 



Jestesmy w Beludżystanie, muzułmańskim regionie jeszcze 30 lat temu należącym do Pakistanu. Potem była wojna, zmiana granic i nagle mieszkańcy wioski chcąc nie chcąc stali się obywatelami Indii. Ich rodziny mieszkające teraz parę dolin dalej żeby przyjechać w odwiedziny muszą teraz latać okrężną trasą przez Delhi. 

Wszystko wygląda sielsko-anielsko dla turysty, życie miejscowych nie jest jednak usłane różami. W wiosce prawie nie ma mężczyzn, są gdzieć na drugim końcu kraju w wojsku albo pracując na państwowej posadzie. Ciężar codziennego utrzymania rodziny spada głównie na kobiety, które od rana do nocy albo zajmują się domem albo spędzają czas na polu. 



Prawdziwy raj mają tu chyba tylko dzieci biegające beztrosko po wąskich ścieżkach...


...oraz turyści mogący zobaczyć kawałek Indii prawie nie skażony globalizacją.

Saturday, October 1, 2016

Droga

Życie jest drogą, powiedział pewnie kiedyś ktoś mądry. Jeżeli jest to droga w Ladakhu, to życie jest wyboiste, pełne zakrętów, raz z górki raz pod górkę a jeden niewłaściwy ruch w złym kierunku i ląduje się na skale albo w przepaści. 


200 km z Leh do Turtuka przejechaliśmy w 7 godzin, czyli z oszałamiającą średnią prędkością poniżej 30km /h. W sumie stosowaliśmy się do miejscowych zaleceń, co chwilę na poboczu mija się żółte tabliczki ze sloganami zachęcającymi do ostrożnej jazdy.



Do tego obowiązkowe trąbienie przed każdym ostrzejszym zakrętem, czyli co paręset metrów, oraz zjeżdżanie na bok żeby przepuścić wojskowe konwoje. Gorzej jest, jak jadą one w tą samą stronę co my, wtedy ciężko jest je wyprzedzić i skazanym jest się na powolną jazdę za nimi, wśród spalin i kurzu.


Po takiej dawce adrenaliny i przeżyć zaczyna się doceniać infrastrukturę europejską.