Friday, August 17, 2012

Dzień otwarty

... chociaz o wiele bardziej pasuje tu haslo 'noc otwarta'. Wybór aktrakcji jest duży. Najmniej ryzykowny jest pokaz slajdów pod wielce mówiącym tutułem "bankowcy, zebracy i burdele". Bardziej odwazni wybiora sie z wizyta do sklepu, w ktorym faceci moga kupic damskie ciuszki, przymierzyc szpilki w rozmiarze 44 i posluchac o technikach noszenia sztucznych cyckow. Mozna tez z podniesiona glowa i bez wstydu odwiedzic za darmo lokale w ktorych rozbieraja sie panie a czasami tez panowie - do wyboru jest klasyczna wersja w stylu XIX wiecznego kabaretu paryskiego jak i bardziej masowy i amerykanski przybytek z paniami w drucianych klatkach. Coroczny festyn we frankfurckiej Bahnhofsviertel jak zwykle przyciaga tlumy odwiedzajacych.



Mniej znana niz podobna dzielnica w Amsterdamie czy St Pauli w Hamburgu dzielnica czerwonych swiatel we Frankfurcie caly czas sie zmienia. Klasyczne domy publiczne przestaja byc podobno dobrym interesem i liczba ich klientow spada. Na brak koniunktury nie narzekaja tylko transwestyci i dominy z akcesoriami sado-maso, kobiety oferujace bardziej standardowy zakres uslug coraz czesciej nie sa w stanie zarobic na dzienny czynsz za wynajem pokoiku bedacego ich podstawowym miejscem pracy. Prosta matematyka na poziomie szkoly podstawowej pokazuje ile trzeba sie napracowac zeby wyjsc na swoje, gdy dzienna stawka wynajmu to ok 140 euro a przychod z jednorazowej uslugi pani lekkich obyczajow to podobno ok 30EUR (nie wspominajac nawet o innych kosztach uzyskania przychodu, dniach wolnych od pracy itd).
Chetnych do uprawiania zawodu legalnie powoli zaczyna brakowac, domy publiczne ustepuja miejsca kasynom i knajpom do ktorych faceci przychodza zeby sie wygadac a nie obcowac cielesnie z plcia przeciwna. 

Inna, troche mniej aktrakcyjna wizualnie twarz tej czesci miasta niestety caly czas nie daje o sobie zapomniec. Narkomani nie przejmujac sie przechodniami siedza na chodnikach i w bramach, podgrzewaja to i owo w lyzkach, wykorzystane strzykawki leza na ulicach. Widok raczej makabryczny, strach pomyslec, ze to tylko 10% populacji uzaleznionych...

A tuz obok wszechswiat rownolegly, mase malych restauracji z tanim jedzeniem z calego swiata, hipsterskie knajpy, designerskie hotele, hostele dla backpackersow, koncerty muzyki na ulicach, szklane wiezowce, odremontowane kamienice w stylu art-deco. I to wszystko zmieszczone w jednej, najmniejszej dzielnicy Frankfurtu, ktora warto odwiedzic zawsze, nie tylko podczas dorocznego festynu.