Sunday, October 27, 2013

Z czym nie kojarzy się Bruksela?

Bruksela może kojarzyć się z frytkami z majonezem, piwem albo małym sikającym chłopczykiem. Biurokratom może kojarzyć się z Unią Europejską, łasuchom z pralinkami i czekoladą, ale chyba nikt niezorientowany nie łączy tego miasta z nurkowaniem.

Osoby wtajemniczone wiedzą za to, że na południowy zachód od centrum miasta znajduje się najgłębszy na świecie ogólnie dostępny basen. Pasjonaci nurków mogą tam zejść aż na 33 metry albo na mniejszej głębokości poćwiczyć technikę przed wyjazdem do Egiptu. Raf koralowych i rybek w Brukseli nie ma, za to jeszcze do niedawna można było popływać tam dookoła Smarta (tak, tego małego samochodu miejskiego) zatopionego na 5 metrach. Niestety, podczas ostatniej wizyty okazało się, że samochód zniknął, czyzby zeżarła go korozja?


Pasjonaci nurkowania biernego mogą wygodnie rozsiąść się w miejscowej restauracji i znad kufla belgijskiego piwa podziwiać przez okna to, co się dzieje pod wodą. O frytki z majonezem będzie trudniej, restauracja serwuje kuchnię tajską.


Sunday, October 13, 2013

Szkocka

Nie trzeba wchodzić do środka, wystarczu zblizyć się na odległość paruset metrów, żeby poczuć w powietrzy charakterystyczny zapach. Przypomina trochę zapach browaru, ale w Szkocji kojarzy się raczej z czymś innym. To znak, że w okolicy znajduje się destylarnia whisky - czyli okazja na poznanie produkcji tego alkoholu i darmowy łyk szlachetnego trunku. 

Praktycznie każda destylarnia ma w swojej ofercie różne możliwośći zwiedzania, począwszy od darmowych, z reguły godzinnych programów aż po wykwintne degustacje kosztujące po 75 funtów za osobę. Dla moich niezaawansowanych kubków smakowych wersja gratis jest zupełnie wystarczająca, szczególnie że potem trzeba jeszcze przejechać po Szkocji parędziesiąt kilometrów a wysoki poziom whisky we krwi nie pomaga w jeżdzeniu po nienormalnej stronie drogi. 

Z odwiedzonych miejsc najciekawsze wrażenie robi Glenfiddich, przesiąknięte legendą załozyciela, który rękami własnymi i rodziny zbudował w ciągu roku swoją pierwszą destylarnię a pierwsze krople własnej whisky skosztował w Boże Narodzenie 1887.


Chodząc po destylarni śledzimy od początku do końca cały proces produkcji alkoholu począwszy od zwykłego ziarna jęczmienia, poprzez jego zacieranie...


...fermentację, destylację...


...długoletnie składowanie w beczkach (to najbardziej fotogeniczne miejsce w całym zakładzie, ale nie wolno tam robić zdjęć: mała iskra + opary alkoholu = cały zapas whisky wraz z fotografem wylatuje w powetrze...) aż po końcowe mieszanie różnych gatunków i butelkowanie.

Człowiek, który jako pierwszy opracował taki proces musiał być albo niezłym szczęściarzem albo spędził lata na kombinowaniu jak tu ze zwykłego zboża zrobić mocny brązowy alkohol.

Sunday, October 6, 2013

Łabędzi śpiew

Rotterdam nie jest perłą turystyczną Holandii. Centrum miasta zbombardowane prawie w całości podczas II Wojny Światowej zupełnie nie przypomina innych miast w tym kraju. Zamiast wąskich zdobionych domów czy krętych uliczek możemy zobaczyć tu pokaz nowatorskiej architektury z drugiej połowy XX wieku. Jednym z nowoczesnych klasyków stały się domy - kostki, trzypiętrowe futurystyczne konstrukcje, w środku których lepiej nie poruszać się w stanie upojenia alkoholowego albo po wizycie w coffee shopie. 



Rotterdam może być ciekawym celem nie tylko dla studentów architektury ale też dla miłośników handlu morskiego. Miejscowy port jest największy w Europie i jako jedyny w tej części świata jako tako dotrzymuje kroku gigantom z Azji. 
Część mierzącego ponad 100 km2 terenu można zwiedzić statkiem wycieczkowym. Trwający półtorej godziny rejs ukazuje ogrom portu, przez ten czas zobaczyć można tylko ułamek tego, co się tu codziennie dzieje.



W dziedzinie nowoczesnej architektury i handlu morskiego Azja pozostawiła Europę daleko w tyle. Można powiedzieć, że Rotterdam to łabędzi śpiew starego kontynentu.

Saturday, October 5, 2013

Iran - podsumowanie

Iran nie ma dobrej prasy w mediach zachodnich. W amerykańskich serialach mieszkańcy tego kraju to głównie schwarzcharaktery, terroryści albo przynajmniej psychopaci. Film o dzielnych pracownikach ambasady amerykańskiej i ich ewakuacji z Iranu po rewolucji zdobywa Oskary i Złote Globy, mimo że nie jest arcydziełem. Kraj wymieniany jest jednym tchem razem z Koreą Północną, Irakiem czy Afganistanem. Jednym słowem piekło na ziemi i absolutna awersja do cywilizacji Zachodu.


Rzeczywistość ma niewiele wspólnego z propagandą w zachodnich mass mediach. Reżim brodatych facetów w turbanach nie jest może najlepszą formą rządów ale to nie z nimi spotyka się podróżnik w Iranie (bilboardów, murali i banknotów nie liczę).


Spotyka się za to co krok miłych ludzi, chętnych do pomocy, ciekawych świata, otwartych na inne kultury i niepatrzących na turystę jak na chodzący worek z pieniędzmi. Nawet sprzedawcy turystycznych pamiątek są nie za bardzo natarczywi, z podziwu godną cierpliwością częstują herbatą i pokazują kolejne egzemplarze dywanów widząc, że na jakąkolwiek transakcję nie ma żadnej szansy.  

Oficjalna promocja turystyki jest jeszcze w powijakach i nie jest chyba jeszcze dostosowana do znanych nam standardów.

Esfahan - witamy w mieście męczenników i kultury
Dzięki temu Iran nie jest jeszcze zalany masami turystów. I oby jak najdłużej udało się mu zachować odpowiednie proporcje pomiędzy otwarciem na świat a zachowaniem własnej tożsamości.

Ostateczna trasa podróży wyszła jak poniżej:


Pokaż Iran na większej mapie

A przykładowe koszty można znaleźć tu.

Wednesday, October 2, 2013

Teleportacja

Iran jest fantastycznym krajem pod wieloma względami, ale nawet największemu fanowi po jakimś czasie znudzą się kolorowe meczety, kebab, przesłodzona herbata czy fajka wodna. Ale nie trzeba wyjeżdżać gdzie indziej, żeby zaznać odmiany, wystarczy zwykła teleportacja. 


Z centrum Esfahanu jedziemy do Nowej Julfy i dzięki temu w iście star-trekowy sposób przenosimy się z Iranu do Armenii. Mniej więcej w ten sam sposób przenieśli się tam pierwsi mieszkańcy tej ormiańskiej dzielnicy, ówczesny szach perski tak bardzo chciał mieć ich przy sobie, że przesiedlił 150 tyś ludzi z miejscowości Julfa i osiedlił ich 1000 km bardziej na południe, na przedmieściach swojej stolicy. Pomysł może mało humanitarny ale dzięki temu w środku Iranu możemy teraz zwiedzać kolorowe wnętrza kościołów kojarzących się bardziej z Zakaukaziem niż z Bliskim Wschodem.



 Szkoda tylko, że w procesie przenoszenia do czasow obecnych nie dotrwalo wino i zadowalać się trzeba napojami bezalkoholowymi.