Sunday, March 23, 2014

Hello Kittea

Tajwan herbatą stoi. Ale biada temu, kto podejdzie do picia tego napoju po europejsku i w prostacki sposób zaparzy w gorącej wodzie torebkę liptona. Poprawny proces przygotowania i deustacji herbaty jest o wiele bardziej dystyngowany.
Krok pierwszy: wrzątkiem ogrzewamy dzbanuszek i czarki, żeby wszystko smakowało lepiej.
Krok drugi: malutki dzbanuszek pakujemy po brzegi herbatą.
Krok trzeci: wlewamy do dzbanuszka wrzątek i zakrywamy wszystko do parzenia.
Krok czwarty: po parunastu sekundach przelewamy herbatę z dzbanuszka głownego do dzbanuszka pomocniczego, już bez tych wszystkich liści, bo co za dużo parzenia to niezdrowo.
Krok piąty: z dzbanuszka pomocniczego przelewamy herbate do małych czarek.
Krok szósty: wreszcie możemy się napić. Ale nie na raz, choć czareczki są małe, pijemy na trzy łyki.
Krok siódmy: wąchamy pustą czareczkę, zapach jest niesamowity.
A teraz wracamy do kroku trzeciego i powtarzamy cały proces razy pięć czy sześć, wydłużając stopniowo czas parzenia w kroku trzecim.

To wersja minimum. Wersje zaawansowane korzystają z dwóch czarek, jedna jest do picia a druga do wąchania. Kolejność nalewania czarek innym jest oczywiście nieprzypadkowa. W zależności od tego z której strony nalewacza siedzą goście i jak bardzo są ważni, należy przekręcać dzbanuszek pomocniczy, a także uważać na całą masę innych drobnych szczegółów.
Pewnie dlatego zamiast wersji zaawansowanej zdecydowaliśmy się na rozszerzoną wersję tajwańsko - japońską: do standardowego zestawu dołączona jest lampka Hello Kitty.


Widząc w jaki sposób herbata jest uprawiana i zbierana nie można się dziwić, że miejsowi oddają szacunek ciężkiej pracy robotników. Godziny schylania się nad niskimi krzaczkami i pracowite selekcjonowanie liści do zerwania (bo nie robi się tego na wariata, wybiera się trzy świeżo rozwinięte a starsze należy zignorować) trzeba docenić. Pamiętajcie o tym parząc następną herbatę. 




No comments:

Post a Comment