Tuesday, March 25, 2014

Lampiony

Wygląda na to, że na Tajwanie nie tylko picie herbaty jest dokładnie uregulowane, odnosi się to do wielu innych aspektów życia. A w szczególności do pewnej ważnej czynności wykonywanej w małych miasteczkach na północ od Taipei.

Po wyczerpaniu zasobów węgla lokalne władze Pingxi szukały sposobu na ożywienie gospodarcze okolicy. Myśleli, myśleli i wymyślili, w miasteczku będzie się puszczać lampiony. W tamtych czasach nie przewidywano jeszcze, że na początku XXI wieku przerodzi się to w niezły biznes, ściągający do miasta masę turystów, głownie z Chin. 
Kulminacja ma miejsce w lutym, podczas dorocznego festiwalu lampionów. Ale wtedy do miasta dostać się nie sposób, lepiej wybrać inną porę roku, najlepiej jakiś dzień w środku tygodnia, z nienajlepszą pogodą. Wtedy w mieście nie będzie tłumów i w spokoju będzie można przyglądać się ekspediowaniu paru metrów drutu i kawałka papieru w niebo.

Rozpocząć należy od wybrania własciwego koloru. Każdy ma swoje znaczenie, na przykład czerwony to szczęście, różowy to miłość, żółty to sukces w pracy lub w szkole. Jak ktoś chce załatwić wiele spraw za jednym podejściem, może wybrać lampion wielokolorowy. 

Potem bierzemy się za personalizację lampionu. Mówiąc prościej, malujemy na nim nasze konkretne życzenia. Można używać alfabetu chińskiego, równie popularne są znaczki mercedesów albo symbole dolarów.


Jak już jesteśmy gotowi, mistrz ceremonii, czyli facet w wyciągniętej koszulce i starym dresie, od którego kupiliśmy lampion podpala kawałki papieru na dole lampionu i przygotowuje go do startu. To przygotowanie sprowadza się do sesji zdjęciowej, najpierw z lampionem na ziemi, a potem trzymanym przez puszczaczy na wysokości głowy. Obowiązkowo sfotografować należy każdą stronę, żeby wszystkie życzenia zostały utrwalone a dowód można było wrzucić na facebooka albo instagram.



Fotokowanie trwa trochę, ale dzięki temu powietrze w lampionie nagrzewa się wystarczająco. Przy odrobinie szczęścia rozemocjonowani puszczacze za moment zobaczyć mogą jak ich marzenia przy wielkiej smudze czarnego dymu wznoszą się w górę.


Ale nie wszystkim pisane jest takie szczęście. Jeżeli ktoś ma pecha, albo jego lampion zderzy się z brzozą, spotka z bombą helową albo sztuczną mgłą, podziwiać może zupełnie inny widok. 


Większości lampionów udaje się jednak wystartować bez problemów. Ucieszeni turyści klaszczą w ręce a potem wracają do swoich autokarów i opuszczają Pingxi, myśląc pewnie, że nośniki ich życzeń w magiczny sposób rozpłyną się w powietrzu. Rzeczywistość jest bardziej brutalna. Wystarczy wyjść z miasteczka i przejść się drogą parę kilometrów w dowolną strone. Tam na drzewach zobaczyć można wypalone i poszarpane marzenia sprzed paru tygodni albo miesięcy. Ciekawe, czy się spełniły?

No comments:

Post a Comment