W delcie Mekongu można
zakochać się od pierwszego wejrzenia.
Przyjazd do Can Tho,
hotel niedaleko dworca autobusowego, restauracja niedaleko hotelu.
Szybkie spojrzenie na menu – wszystko po wietnamsku. Lekka
konsternacja, bo nawet wszechobecnej zupy pho nie ma. Ludzie
naookolo przyglądają się nam uważnie, białego człowieka nie
widziano tu chyba od lat. Mężczyzna ze stolika obok częstuje
wietnamską wódką i krewetkami. W akwariach pod ścianą pozycje z
menu trzymane są w sposób bardziej zrozumiały, pod postacią
żywych zwierząt.
Rzut oka na węże,
ropuchy, kraby i inne nienazwane stworzania i już wiadomo, że dziś
wyjątkowo eksperymentów kulinarnych nie będzie. Dla bezpieczeństwa
żołądka lepiej pozostać przy krewetkach i rybie. Próbowaliście
kiedyś jeść smażoną rybę pałeczkami?
Knajpa z drewna i blachy
falistej a w jej wnętrzu dziewczyny w krótkich spódniczkach i w
szpilkach sprzedają piwo. Kawałek dalej paru nastolatków w rytm
muzyki z wielkich głośników tańczy na środku ulicy breakdance
nie zważając na przejeżdżające koło nich motory. Chyba tak
właśnie wygląda Wietnam od tej mniej turystycznej strony.
No comments:
Post a Comment