Thursday, October 2, 2014

Ściśle tajna srilańska fabryka

Podczas zwiedzania fabryki herbaty robienie zdjęć jest zabronione. Można próbować udawać, że nie widziało się zakazu ani nie słyszało przewodnika, choć tak w sumie nie bardzo wiadomo, dlaczego wprowadzono takie restrykcje. Proces przetwarzania zielonych listków rosnących na krzewach w znane nam ze sklepów wysuszone wiórki czarnej herbaty jest stary jak świat i nie za bardzo jest co w nim ukrywać. 


Zebrane ręcznie liście herbaty są najpierw suszone, w zależności od pory roku trwa to od ośmiu do dziesięciu godzin. Potem przepuszczane są do czterech razy przez specjalną maszynę, która zwija je w małe ruloniki. Krok trzeci to fermentacja, czyli zwykłe rozsypanie herbaty w grubych warstwach i czekanie, aż chemia naturalna zrobi swoje. Trwa to około trzech godzin, po czym sfermentowaną mieszankę suszy się w piecu. Krok przedostatni to sortowanie liści pod względem jakości i wielkości. Te lepsze pójdą na eksport, gorsze zostaną na Sri Lance. A na koniec pakowanie w papierowe worki, które pojadą na giełdę w Kolombo. 



Tam przedstawiciele globalnych koncernów w zależności od koniunktury oferują majątek albo marne grosze za główny produkt eksportowy Sri Lanki, wywożą go z kraju, pakują w torebki, te z koleji w papierowe pudełka doprowadzając w końcu zielone listki herbaty do stanu znanego nam z półek supermarketów. 


Herbata stanowi 14% eksportu Sri Lanki i stanowi 2% jej PKB. Jeszcze do niedawna kraj ten był największym na świecie eksporterem tego towaru, został niedawno wyprzedzony przez Kenię, chociaż cały czas utrzymuje się w czołówce producentów. Pewnie to stąd wynika traktowanie fabryki  jako obiektu pod specjalnym nadzorem, być może wdrażana jest tam tajna herbaciana wunderwaffe, która pozwoli Sri Lance wrócić na fotel lidera?


No comments:

Post a Comment