Monday, September 23, 2013

Owca po irańsku

Ósma rano, spacerujemy od parunastu minut po Teheranie w poszukiwaniu śniadania. Wszystko dookoła zamknięte a nawet jakby było otwarte to i tak by się to na nic nie zdało – dookoła nas są tylko sklepy z narzędziami, butami, konfekcją albo banki. Kawiarni ani restauracji jak na lekarstwo.

Dopiero po godzinie znajdujemy coś czynnego. Specjalność zakładu: owce a w szczególności ich mniej zjadliwe kawałki. Po trudnym wyborze pomiędzy mózgiem, policzkiem, szpikiem, językiem i ścięgnami decydujemy się na te dwa ostatnie. Smakuje lepiej niż wygląda, choć scięgien i tak nie tknąlem...


Przez głowę przemyka straszna myśl: jeżeli przez całe dwa tygodnie będzie serwowane takie jedzenie to nieźle schudnę.
 
Z perspektywy czasu z ulgą stwierdzam, że późniejsze irańskie jedzenie było o niebo lepsze. A śniadania jedliśmy od tej pory w hotelach.

1 comment: