Saturday, September 28, 2013

Na siłowni

Przełożenie irańskiej idei zurkhaneh na polskie realia graniczy z mission impossible. Adaptacja tego sportu w kraju nad Wisłą oznaczałaby, że w lokalnych siłowniach na osiedlach z wielkiej płyty mężczyżni podnosiliby ciężary w rytm wygrywany przez miejscowego DJa, który do tego recytowałby Mickiewicza i starosłowiańskie legendy, wplatając w to od czasu do czasu fragmenty z Nowego Testamentu. Zamiast w dresach z trzema paskami ćwiczenia wykonywałoby się w ludowych spodniach a ściany obwieszone byłyby zdjęciami mocarzy z czasów socjalizmu.


Dla nas to szczyt absurdu, dla irańskich mężczyzn to sposób na życie. Ci spotkani przez nas w lokalnym domu siły w Shirazie przychodzą tam codziennie wieczorem, z wyłączeniem piątków. Przez dwie godziny wymachują nad głową drewnianymi pałkami, wykonują pompki albo przysiady, kręcą się w kółko jak derwisze. Zamiast sztangi podnoszone są drewniane płyty wielkości drzwi od kurnika, ćwiczyć bicepsy można też wymachując metalową sztabą z przyczepionym do niej łańcuchem. 
A w tle recytowane są utwory irańskich poetów i fragmenty perskiej mitologii. 




Zurkaneh znaleźć można w każdym większym mieście, najlepiej zapytać kogoś z miejscowych o drogę. Im mniej reklamowane i turystyczne miejsce tym lepiej. W lokalnym domu siły w Shirazie przyjęci byliśmy z wszelkimi honorami, tłumaczono nam wszystko co działo się podczas ćwiczeń. Wrażenie było niesamowite, to było jedno z ciekawszych widowisk jakie widziałem. Zurkhaneh w Yazdzie wymieniony w Lonely Planet nie miał już takiego klimatu. Bilety przy wejściu, sprzedaż obnośna płyt CD ze ścieżką muzyczną do ćwiczeń i sami turyści usadzeni jak widownia pod ścianą, ziewający i czasami podsypiający jak na nudnym przedstawieniu w teatrze. 

No comments:

Post a Comment