Monday, September 26, 2011

Co musi być w każdym kazachskim muzeum?

Pomni wczorajszych przygód drugiego dnia wstaliśmy wczesnym popołudniem, im krótszy dzień, tym mniej sie zdarzy :-). No dobra, to, że poszliśmy spać o 6 nad ranem też nie było bez znaczenia...

Almaty jest miastem specyficznym, nawet troche nudnym. Drogi przecinają się pod kątem prostym, zgubić się nie da. Przejścia dla pieszych eleganckie, ze światlami, przekraczanie ulicy nie wiąże się z zagrożeniem życia. Dreszczyk emocji jest tylko przy chodzeniu po chodnikach, czasami można wpaści do otwartej studzienki kanalizacyjnej.

Włóczyliśmy się po mieście bez większego celu, zahaczając na początek przez muzeum narodowe. W środku klasyka: najpierw dinozaury, potem Czyngis Chan, mniejszości narodowe ("nasi" też byli, w postaci strojów krakowskich, elementarza i zdjęć z procesji kościelnych), później bohaterska Armia Czerwona ze szczególnym uwzględnieniem jej kazachskiego pierwiastka a na koniec wystawa o tym, jak kraj kwitnie pod rządami obecnego prezydenta. Taki zestaw jest podobno w muzeum w każdym mieście, nie omieszkamy sprawdzić. 

Kolacja była też oryginalna. Pierożki kupione na straganie poprosiliśmy w wersji na cieplo. Sprzedawczyni wrzucila je do mikrofali bez wyjmowania ich z reklamówki. Dobre były :-)


No comments:

Post a Comment