Sunday, February 3, 2013

Szwedzkie Koleje Państwowe

Dojazd był dłuższy, niż się spodziewaliśmy. Najpierw zepsuł się pociąg na lotnisko i trzeba było czekać na następny. Potem lot do Sztokholmu i parogodzinne czekanie na lotnisku na następny pociąg, który miał nas zawieźć na daleką Północ. W końcu się doczekaliśmy, wsiedliśmy do naszego ciepłego wagonu, rozłożyliśmy się wygodnie i zatopiliśmy w lekturze. Już za 20 godzin mieliśmy być daleko poza kołem podbiegunowym, w krainie śniegu i zorzy polarnej. 

I wtedy się zaczęło. Na jednej z pierwszych stacji pociąg stał podejrzanie długo, aż w końcu z głośników rozległo się coś po szwedzku. Chwilę później, po wysłuchaniu angielskiej wersji komunikatu zaczynamy zbierać nasze rzeczy - jedno z kół nie działa tak jak powinno i wszyscy ludzie z naszego wagonu muszą przejść do innych. W sumie to nawet nieźle, zamieniliśmy nasze siedzenia na wygodne łóżka w wagonie sypialnym i poszliśmy spać.

Następnego dnia o ósmej rano mamy przesiadać się na kolejny pociąg. W teorii, bo w praktyce w ciągu nocy dwa razy psuła się lokomotywa i po 10 godzinach jazdy mamy ponad 5 godzin spóźnienia...

Przesiadka gdzieś w środku Szwecji
Rzecz niby normalna i spotykana także w Polsce. Ale w takich wypadkach widać różnice w polskim i skandynawskim podejściu do klienta. Szwedzka kolej na pierwsze przeprosiny zafundowała nam darmowy lunch w wagonie restauracyjnym. Dla pasażerów, którzy z powodu opóźnienia nie zdążyli na inne połączenia podstawiono specjalne autobusy. Nam też zorganizowano dojazd, dodatkowo zapewniając gorący posiłek w hotelu tuż koło stacji kolejowej. Najedzeni i zrelaksowani pokonywaliśmy w bajkowej nocno-śnieżnej scenerii ostatnie kilometry dzielące nas od Abisko.


A do tego wszystkiego przysługuje nam zwrot koszów biletów przy spóźnieniu większym niż dwie godziny. Wychodzi na to, że przejechaliśmy ponad 1500km za darmo, nie wydając przy okazji nic na jedzenie. Niech żyje szwedzki socjalny kapitalizm!

No comments:

Post a Comment