Zwyczaje pogrzebowe mogą być różne, szczególnie w tak
egzotycznych i nieosiągalnych dla zwykłych podróżników krajach jak Austria. Na przykład w małym miasteczku Hallstatt
lokalny zwyczaj, podparty mikroskopijną ilością miejsca na przykościelnym
cmentarzu, nakazywał wydobycie ciała nieboszczyka 15 lat po śmierci,
wypolerowanie kości, wyczyszczenie czaszki i wymalowanie na niej imienia i
nazwiska zmarłego, daty śmierci, kwiatuszków, liści dębu i krzyżyków. Tak
przyozdobione resztki ludzkie składowano w miejscowej kaplicy.
Wszystko trwało tak przez ponad dwieście lat, aż do upowszechnienia się kremacji. W ten sposób
postęp cywilizacyjny wygrał z pragnieniem piękna; obecnie zgodnie z ostatnią
wolą miejscowi mogą ciągle zamówić wystawienie swoich kości na widok publiczny
ale ostatnia chętna zgłosiła się pod koniec lat 80 ubiegłego wieku. Pewnie
dumna była ze swojego złotego zęba, który do tej pory wystaje ze szczęki i
połyskuje w centralnym miejscu kaplicy.
Z innych lokalnych dewiacji, miejscowy baron zażyczył sobie,
żeby co 50 lat w rocznicę jego śmierci trumnę z jego ciałem wyjmować z krypty,
wsadzać na łódkę i przywozić do jego zamku po drugiej stronie jeziora. Parę
razy spełniono to życzenie, w końcu jego rodzina ufundowała niemało rzeczy w
lokalnym kościele i duchowieństwo musiało się jakoś odwdzięczyć.
Z rzeczy bardziej współczesnych, na jednym z grobów wyeksponowany
jest śpiący kot. Może leży tam czarownica?
Nagrobny kot, w tle dom barona - pośmiertnego podróżnika |
No comments:
Post a Comment