Główny punkt każdej zimowej wycieczki do Niemiec to rynki bożonarodzeniowe. To prawdziwa instytucja, państwo w państwie. 2500 rynków w całym kraju. 160 milionów odwiedzających. Odporne na kryzys finansowy, wielu sprzedawców z utargu grudniowego jest w stanie utrzymać się przez cały rok. Czas żniw dla branży hotelarskiej i kieszonkowcow.
Pięć żelaznych aktrakcji do zaliczenia dla każdego odwiedzającego:
1. Coś dla ciała czyli stoisko z grzanym winem, często o różnych smakach, z dolewką rumu albo innego wysokoprocentowego napoju, sprzedawanego w kubkach tradycyjnych lub bardziej fantazyjnych.
Tuż obok smażona kiełbaska w bułce zalana masą musztardy. Sprzedawcy często pochodzą z Polski, czasami udaje się załatwic kolejną dolewkę gratis :-)
2. Coś dla ciała, ale już nie artykuł pierwszej niemieckiej potrzeby - czyli wyroby piernikopodobne (te z Torunia są lepsze), owoce w czekoladzie, wyroby z anyżku, smażone kasztany i inne takie.
3. Coś dla ducha, a konkretniej mówiąc jego poczucia estetyki. I tu dopiero na dobre zaczyna się wydawanie pieniędzy. Mamy bombki choinkowe w różnych kształtach i kolorach, włączając w to biuściaste panienki w gorsetach, butelki piwa, precle i Mikołaja z Mission Impossible.
Mamy ceramicze domki zamieszkane przez ceramicznych ludzików otoczone ceramicznymi drzewkami.
To samo w wersji drewnianej w asortymencie parokrotnie większym i o wiele bardziej szczegółowym, czytaj malutkie walki do ciasta, minizestaw narzedzi ogrodowych, szafki na ubranka, krzesełka i inne cuda. Wszystko potwornie drogie (2cm kawałek pomalowanego drewienka za 2€ ?!?), spłacenie długów Grecji wyszłoby pewnie taniej niż urządzenie całego mini-gospodarstwa domowego.
Mamy ceramicze domki zamieszkane przez ceramicznych ludzików otoczone ceramicznymi drzewkami.
To samo w wersji drewnianej w asortymencie parokrotnie większym i o wiele bardziej szczegółowym, czytaj malutkie walki do ciasta, minizestaw narzedzi ogrodowych, szafki na ubranka, krzesełka i inne cuda. Wszystko potwornie drogie (2cm kawałek pomalowanego drewienka za 2€ ?!?), spłacenie długów Grecji wyszłoby pewnie taniej niż urządzenie całego mini-gospodarstwa domowego.
4. Cos dla błędnika czyli karuzele swiecące się kolorowymi żarówkami, bardziej popularne wśród dorosłych niż wśród dzieci.
5. Coś z kompletnie innej beczki, zrzucone pewnie w środek świątecznego klimatu przez kosmitów. Do tego worka zaliczyć można stoiska z posążkami Buddy, sprzedawców skórzanych portfeli i budki z sushi. Cóż, taka jest cena globalizacji.
Dodatkowe atrakcje następnej zimy, po odwiedzeniu conajmniej dziesięciu rynków i przejściu na poziom dla zaawansowanych. Wtedy będzie o rynkach erotycznych, podziemnych i rybnych.
No comments:
Post a Comment