Tuesday, June 28, 2011

Panta rhei

Długi weekend dostarczył mi namacalnych dowodów na zmiennośc tego świata, zarówno w krótkim jak i w długim okresie. A to wszystko na obszarze paru kilometrów kwadratowych bieszczadzkich lasów, połonin i od czasu do czasu zabudowań, z mała nieplanowaną wizytą w Krakowie na deser.

Zmiany krótkoterminowe następowały w obrębie atmosfery. Pogoda była jak w filmie z Bollywood, czasem słońce, czasem deszcz. I to od jednego ekstremum do drugiego. Najpierw mgła, nie widać nic poza końcem własnego nosa, wiatr albo nawet grad wieje w twarz a deszcz moczy wszystko dookoła. A chwilę potem śliczne słoneczko i niebieskie niebo, jak na plaży w Hiszpanii. W takich warunkach można na własnej skórze odczuć spory przekrój wielu stref klimatycznych.

Zmiany długoterminowe to raczej sfera mentalno - infrastrukturalna. Ustrzyki Górne nie są już końcem świata dzielnie walczącym z naporem globalizmu, w sklepie i knajpie można nawet płacić kartą kredytową a w schronisku jest ciepła woda. Na połoninach tłum ludzi, porównywalny chyba z szosą do Morskiego Oka, niektórzy chodzą po górach puszczając sobie głośno muzykę z telefonu komórkowego albo pstrykają sobie zdjęcia ze schroniskiem w tle zupełnie nie zważając na widoki za swoimi plecami. Konserwa z mielonką turystyczną smakuje jak pies siekany z budą i ma sie nijak do swojego cudownego smaku z lat 90. Parenaście lat temu wszystko wyglądało inaczej, no ale wtedy życie było o wiele prostsze i nawet krowy dawały więcej mleka :-)

A Kraków został wreszczie zdobyty przez Turków. Prawie na każdym rogu widać budke z kebabami a charakterystyczny zapach rozchodzi sie po całej starówce.

Tylko połoniny cały czas tak samo zielone jaki kiedyś.




No comments:

Post a Comment