Monday, September 30, 2013

Rozdziobią nas kruki i wrony.

"Siły natury w służbie człowieka" - tak w jednym zdaniu można opisać praktyki pogrzebowe zoroastrian, wyznawców religii dominującej w Iranie przed najazdem Arabów. Ciało człowieka uważali oni za coś nieczystego, niegodnego kontaktu z ziemią ani z ogniem. Z tych powodów ani kremacja zwłok ani ich pochowanie w ziemi nie wchodziły raczej w rachubę, trzeba było wymyśleć coś innego.

Rozwiązanie problemu było genialne w swej prostocie a do tego ekologiczne: po śmierci ludzie przenoszeni byli poza miasto do tak zwanych wież milczenia i tam wystawiani na pożarcie przez drapieżne ptaki. Jak już przyroda zrobiła swoje, pozostałe kości wrzucano do zagłębienia w środku wieży (widocznie te resztki nie były już nieczyste) i zalewano wapnem w celu przyspieszenia ich rozkładu.


Praktyka ta zaczęła stopniowo zanikać w Iranie w XIX wieku, głównie z powodów natury makabryczno-higienicznej. Po otwarcie pierwszej medycznej uczelni wyższej jej uczniowie i profesorowie musieli zmierzyć się z podstawowym problemem: islam zakazuje nieuzasadnionej sekcji zwłok a uczyć się trzeba. Naturalnego materiału do ćwiczeń anatomii nie dało się załatwić oficjalnymi kanałami, no ale tuż w zasięgu ręki są przecież martwe ciała zoroastrian. Podobno studenci zakradali się do wież milczenia i wynosili stamtąd "pomoce naukowe". Zadanie mieli ułatwione, urbanizacja i przesuwanie się granic miast zmniejszyły dystans dzielący osiedla ludzkie od dawnych miejsc spoczynku.

Ostatnie wieże milczenia zamknięto w latach 70. ubiegłego stulecia. Od tej pory zoroastriańscy zmarli chowani są na specjalnych cmentarzach z betonowymi grobami. Ma to uniemożliwić zanieczyszczanie ziemi przez szczątki ludzie więc zalecenia religijne są w dalszym ciągu przestrzegane, a pokusa do wykradania zwłok jest jakby mniejsza. A więc i wilk syty i owca cała.

W okolicy Yazdu zachowało się sporo starych wież, można po nich spacerować bez specjalnych ograniczeń. Sladów wcześniejszej działalności drapieżnych ptaków ani resztek kości nie widać.

Saturday, September 28, 2013

Na siłowni

Przełożenie irańskiej idei zurkhaneh na polskie realia graniczy z mission impossible. Adaptacja tego sportu w kraju nad Wisłą oznaczałaby, że w lokalnych siłowniach na osiedlach z wielkiej płyty mężczyżni podnosiliby ciężary w rytm wygrywany przez miejscowego DJa, który do tego recytowałby Mickiewicza i starosłowiańskie legendy, wplatając w to od czasu do czasu fragmenty z Nowego Testamentu. Zamiast w dresach z trzema paskami ćwiczenia wykonywałoby się w ludowych spodniach a ściany obwieszone byłyby zdjęciami mocarzy z czasów socjalizmu.


Dla nas to szczyt absurdu, dla irańskich mężczyzn to sposób na życie. Ci spotkani przez nas w lokalnym domu siły w Shirazie przychodzą tam codziennie wieczorem, z wyłączeniem piątków. Przez dwie godziny wymachują nad głową drewnianymi pałkami, wykonują pompki albo przysiady, kręcą się w kółko jak derwisze. Zamiast sztangi podnoszone są drewniane płyty wielkości drzwi od kurnika, ćwiczyć bicepsy można też wymachując metalową sztabą z przyczepionym do niej łańcuchem. 
A w tle recytowane są utwory irańskich poetów i fragmenty perskiej mitologii. 




Zurkaneh znaleźć można w każdym większym mieście, najlepiej zapytać kogoś z miejscowych o drogę. Im mniej reklamowane i turystyczne miejsce tym lepiej. W lokalnym domu siły w Shirazie przyjęci byliśmy z wszelkimi honorami, tłumaczono nam wszystko co działo się podczas ćwiczeń. Wrażenie było niesamowite, to było jedno z ciekawszych widowisk jakie widziałem. Zurkhaneh w Yazdzie wymieniony w Lonely Planet nie miał już takiego klimatu. Bilety przy wejściu, sprzedaż obnośna płyt CD ze ścieżką muzyczną do ćwiczeń i sami turyści usadzeni jak widownia pod ścianą, ziewający i czasami podsypiający jak na nudnym przedstawieniu w teatrze. 

Friday, September 27, 2013

Wieczór u nomadów

Odbiera nas syn nomadów. Biała koszula, spodnie zaprasowane w kant, jakoś nie wygląda na koczownika. Pakujemy się do jego samochodu i już po godzinie jazdy z Shirazu jesteśmy w środku niczego. A dookoła nas parę namiotów, setki owiec i kóz. Wieczór u nomadów można uznać za rozpoczęty.

To wieczór pełen kontrastów, Mieszkamy w ręcznie robionym koczowniczym namiocie, śpimy pod ręcznie robionymi kocami, typowe koczownicze jedzenie przygotowuje sie dla nas w recznie robionych naczyniach. Wszystko tak jak przed wiekami, gdyby nie to, że dla równowagi w tym ręcznie zrobionym namiocie syn gospodarzy pokazuje nam na swoim laptopie zdjęcia i filmy z życia współczesnych nomadów.


Populacja koczowników irańskich maleje w ekspresowym tempie i wcale nie ma sie czemu dziwić. Syn naszych gospodarzy nie ma specjalnej ochoty zajmować się setkami owiec a jego żona zamiast ręcznie robić dywany zdecydowanie woli mieszkać w Shirazie i pracować w biurze. Przenoszenie się co pół roku pomiędzy zimowymi i letnimi pastwiskami, składanie i rozkładanie całego dobytku oraz mieszkanie w namiocie na dłuższą metę przegrywają pod względem atrakcyjnosci z własnym M-2, bieżącą wodą i prądem w gniazdku. Nawet ci nomadzi, którzy jeszcze hołdują staremu trybowi życia ulegają pokusom cywilizacji. Zamiast dwa razy do roku tygodniami wędrować piechotą wolą wynająć ciężarówkę, która przewiezie ich cały majątek na miejsce zimowego lub letniego obozowiska.


Tempo zmian jest nieubłagalne. Zakładając, że nie wybuchnie żadna wojna nuklearna i Bliski Wschód nie cofnie się paręset lat w rozwoju, to obecne pokolenie koczowników w Iranie będzie pewnie jednym z ostatnich.


Thursday, September 26, 2013

Persepolis

Męskie decyzje podejmowane pod wpływem alkoholu nie zawsze są najlepsze, szczególnie jeżeli zamieszane są w to kobiety. 
Według jednej z teorii to właśnie po długotrwałej konsumpcji napojów wyskokowych hetera (czyli ówczesna pani lekkich obyczajów) Thais zasugerowała zamienienie Persepolis w popiół. “Co, ja nie spalę stolicy Persów?” pomyślał zapewne Aleksander Wielki i w efekcie tego na miejscu jednej ze stolic starożytnego imperium mozemy podziwiać dziś tylko gustowne ruiny.



Miasto musiało robić kiedyś ogromne wrażenie, taka była zresztą jego podstawowa funkcja. Zamieszkałe tylko przez część roku (latem było tu za ciepło a zimą za zimno) Persepolis było głównie stolicą reprezentacyjną, mającą za zadanie olśnić swym blaskiem przedstawicieli narodów podbitych przez Persów.
Tą samą rolę miały też pełnić ruiny, które w 1971 roku Szach wybrał sobie za scenerię świętowania 2500-lecia starożytnego imperium. Udało się połowicznie; zagranicy impreza sie podobała ale obywatele Iranu nie pochwalili marnotrawienia państwowych pieniędzy na luksusowe przyjęcia. Tuż koło Persepolis można do dziś obejrzeć resztku miasteczka namiotowego zbudowanego dla dostojnych gości imprezy.


Monday, September 23, 2013

Owca po irańsku

Ósma rano, spacerujemy od parunastu minut po Teheranie w poszukiwaniu śniadania. Wszystko dookoła zamknięte a nawet jakby było otwarte to i tak by się to na nic nie zdało – dookoła nas są tylko sklepy z narzędziami, butami, konfekcją albo banki. Kawiarni ani restauracji jak na lekarstwo.

Dopiero po godzinie znajdujemy coś czynnego. Specjalność zakładu: owce a w szczególności ich mniej zjadliwe kawałki. Po trudnym wyborze pomiędzy mózgiem, policzkiem, szpikiem, językiem i ścięgnami decydujemy się na te dwa ostatnie. Smakuje lepiej niż wygląda, choć scięgien i tak nie tknąlem...


Przez głowę przemyka straszna myśl: jeżeli przez całe dwa tygodnie będzie serwowane takie jedzenie to nieźle schudnę.
 
Z perspektywy czasu z ulgą stwierdzam, że późniejsze irańskie jedzenie było o niebo lepsze. A śniadania jedliśmy od tej pory w hotelach.

Sunday, September 22, 2013

Stambuł Express

Ekspresowe zwiedzanie Stambułu w ramach oferty transferowej Turkish Airlines można porównać do programu japońskiego biura podróży “Europa w tydzień”. Najpopularniejsze zabytki dawnej stolicy imperium osmańskiego zaliczamy w sprinterskim tempie. Błękitny Meczet – 30min, Hagha Sofia – 45min, Cysterna – 30min. A w międzyczasie ciągłe aluzje do ostatniego punktu programu czyli wizyty na bazarze. Tylko przewodniczka wie, gdzie sa najlepsze przyprawy, baklawa czy tekstylia...


Wyśmienite przypomnienie dlaczego nie lubię zorganizowanych wycieczek. Niby mamy darmowe śniadanie i obiad, nie płacimy nic za wejście do zabytków, nie stoimy w długich kolejkach do kas biletowych ale pomimo tego udaje się nam wytrzymać tylko do wczesnego popołudnia. Tuż przed planowaną wizytą na bazarze odłączamy się od grupy i ruszamy na własną ręke na druga strone Złotego Rogu.


W okolicach placu Taksim ciagle czuć w powietrzu napięcie po niedawnych starciach Turków z siłami porządkowymi. Funkcjonariusze spacerują z długą bronią, opancerzone wozy policyjne parkują w okolicznych uliczkach. Tuż obok tramwaje przeciskają się przez tłum ludzi a rozświetlone dekoracje nad ulicami przypominają Nowy Świat przed Bożym Narodzeniem. Stambuł jest pełen kontrastów.


Kolacja, kolejka raki a potem czas już wracać na lotnisko, samolot do Iranu czeka.

Monday, September 9, 2013

Bośnia i Hercegowina - podsumowanie

Trudno jeździć po Bośni i Hercegowinie i nie potykać się co chwile o pozostałości po ostatniej wojnie. Trudno nie patrzeć na ten kraj przez pryzmat wydarzeń sprzed dwudziestu lat skoro nawet pamiątki sprzedawane na straganach przypominają o tym, co działo się tu niedawno.



Ale BiH to nie tylko turystyka pielgrzymkowa i militarna, ten kraj zasługuje na wiele więcej uwagi niż poświęca się mu jadąc tranzytem na plaże do Chorwacji. Po parunastu litrach wypitej kawy i wina, kilogramach zjedzonych burków, baklawy pochłoniętej w ilościach powodujących cukrzyce stwierdzam zdecydowanie, że trzeba tu będzie jeszcze wrócić.


Trasa wyjazdu:


Pokaż Bośnia i Hercegowina na większej mapie

a przykładowe ceny są tu.


Saturday, September 7, 2013

Sarajewo

Blokada Leningradu wpisała się na stałe do legendy II Wojny Światowej, w wielu starszych książkach opisywana jest jako najdłuższe oblężenie miasta w nowożytnej historii wojennej. Podręczniki trzeba będzie napisać na nowo, dwadzieścia lat temu o cały rok ten niechlubny rekord pobiło Sarajewo. 

Dwie dekady to jednocześnie dużo i mało, nie wszystkie ślady wojny udało się zatrzeć. Na miejscu drzew porąbanych na opał wyrosły nowe. Dziury po kulach nie znikają tak szybko, szczególnie te wydrążone w metalu albo betonie. 


Niektóre elementy topografii miasta zmieniły się na stałe, szanse na powrót do stanu oryginalnego są raczej niewielkie. Trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek zawody sportowe na dawnych terenach olimpijskich przekształconych później w cmentarze. 
Inne miejsca pełnią nadal swoją dawną funkcję i tylko stylizowane plamy czerwonej farby albo odłamki starych pocisków wbite w chodnik przypominają o tym, że w tym miejscu gineli kiedyś ludzie. 



Nowe "atrakcje" wpisały się na stałe w turystyczną mapę miasta. Jedną z najliczniej odwiedzanych jest podziemny tunel łączący kiedyś oblężone Sarajewo z pozostałymi terenami Bośni. Wykopany ręcznie, mający ponad 300 metrów przekop pod płytą lotniska przechodziło codziennie parę tysięcy ludzi transportując do miasta 30 ton jedzenia, broni, papierosów. Do tego kable elektryczne i woda gromadząca się często w tunelu; przeciętne przejście z jednej stronu na drugą trwało dwie godziny i wyzwalać musiało niezłą dawkę adrenaliny.


 Podobno tylko krowy nie udalo się zachęcić do zejścia pod ziemie, zdesperowany właściciel pomalował ją na biało, dodał czarne litery UN i pozorując ją na oficjalny inwentarz ONZ przegnał po płycie lotniska do miasta. 

Ogromne wrażenie robi galeria 11/07/95 poświęcona Srebrenicy. Już przy wejściu skonfrontowani jesteśmy z czarną ścianą, na której białymi literami wypisane są imiona i nazwiska ponad 8 tyś zamordowanch Bośniaków. Potem są ponure czarno-białe zdjęcia, film dokumentalny, zeznania świadków nagrane po oswobodzeniu enklawy. Ciężko wytrzymać tu dłużej, za to bardzo łatwo stracić wiarę w człowieczeństwo.


I aż szkoda, że te wszystkie smutne rzeczy przysłaniają wcześcniejszą parusetletnią historię Sarajewa, zabytki z czasów osmańskich i cesarsko-królewskich.

Friday, September 6, 2013

Dzisiejsza młodzież

Dzisiejsza młodzież jest wygodna. Przynajmniej ta bośniacka, mieszkająca do niedawna w Lukomirze. Wioska zamieszkała od stuleci, dawniej odcięta od świata przez pare miesięcy każdej zimy opustoszała gwałtownie parę lat temu gdy wreszcie zbudowano do niej drogę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki prawie cała młodsza część społeczności wyniosła się do Sarajewa albo okolic. Starsza część trzyma się dzielnie, choć raczej im nie do śmiechu; życie na tym końcu świata nie należy do najłatwiejszych.



W ciągu lata można jakoś przeżyć sprzedając nielicznym turystom ręcznie robione skarpetko-buty. Z końcem sezonu ruch na szlaku zamiera zupełnie, źródło dochodu wysycha i nic już nie trzyma nikogo w tym miejscu. Wioska pustoszeje do następnej wiosny.

Średnia wieku ludzi spotkanych przez nas w to lato w Lukomirze to grubo ponad 60 lat. Za parę lat z wioski zrobi się pewnie opustoszały skansen tradycyjnego bałkańskiego życia.

Wednesday, September 4, 2013

Backup

Mostar ma kopię zapasową wszystkiego. Dwa dworce autobusowe, dwa uniwersytety, dwa szpitale, dwa kluby piłkarskie. Najbardziej zróżnicowane etnicznie miasto Hercegowiny cały czas podzielone jest pomiędzy Bośniaków i Chorwatów i żadna z nacji niespecjalnie ma ochotę korzystać z infrastruktury drugiej strony. 

Słynny most jest co prawda jeden, odbudowany z pomocą międzynarodowej społeczności. Uliczki Starego Miasta są pełne turystów i na pierwszy rzut oka wszystko wygląda pięknie. Ale wystarczy spojrzeć w górę żeby zobaczyć wielki biały krzyż postawiony już po wojnie na wzgórzu, z którego wcześniej chrześcijańska artyleria chorwacka ostrzeliwała bośniackich muzułmanów. Trudno o bardziej wyraźny symbol podziału. 

Rozwiązania są dwa. Czarny humor, widoczny choćby na koszulkach sprzedawanych na bazarze:


...albo upływ czasu. Nekrologom różnych religii jakoś nie przeszkadza, że wiszą obok siebie, może z czasem ta tolerancja przejdzie na żywych ludzi.


Monday, September 2, 2013

J 2, 13-16. Mk 11, 15-17

"Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!»"
J 2, 13-16.


 
"I przyszedł do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. Potem uczył ich mówiąc: «Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców»".
Mk 11, 15-17.



To ja się pytam, kiedy Jezus przyjdzie do Medjugorje?

Sunday, September 1, 2013

The End

Prawdziwego mężczyznę poznaje się podobno po tym, jak kończy. Można rozszerzyć to stwierdzenie na wszystkich przedstawicieli homo sapiens, to jak kończymy związki mowi o tym, jacy jesteśmy.

Koniec potrafi być ironiczny i przybrać formę szamponu intymnego używanego później do czyszczenia szkła:


...agresywny, włącznie z porąbaniem mebli eks-partnerki na podpałkę do ogniska...


 ...nowoczesny, na miarę XXI wieku, z archiwum chatu do wglądu...


...albo żałośnie-erotyczny, przybierający formę pluszowych kajdanek, majtek z cukierków czy sztucznych piersi, które on kazał zakładać jej podczas stosunku.


Koniec może symbolizować stare żelazko, przyrząd do masażu głowy, pluszowy krab, urwane lusterko od samochodu, frisbee albo nawet ołtarzyk od pierwszej komunii (w tym ostatnim wypadku chodzi raczej o zerwanie związku z Bogiem a nie z drugim człowiekiem).

Muzeum Zerwanych Związków w Zagrzebiu stworzyli ludzie z całego świata, przekazując mu jako eksponaty rzeczy kojarzące się im z rozstaniem. To taka mało kosztowna forma terapii pozwalająca pogodzić się z przeszłością.
Dla tych, którzy są jeszcze przed końcem ale nie wiedzą jak to powiedzieć też się cos znajdzie - pocztówki zdrapki dające drugiej stronie do zrozumienia, że ciąg dalszy nie nastąpi.


Ciekawe, czy przed walentynkami ich sprzedaż rośnie czy maleje?