Monday, March 28, 2011

Arka Przymierza


Najpierw był film, oglądany wieki temu na wideo, marnej jakości po parkokrotnym przegrywaniu. Dzielny Indiana tłukł Niemców i przemierzał świat w poszukiwanu Arki. Idealna rozrywka dla kilkunastoletniego chłopaka.
Potem długo długo prawie nic, nie licząc programów pokazywanych od czasu do czasu na Discovery lub podobnych stacjach, opisujących historię Arki w sposób o wiele bardziej historyczny niż film Spielberga.

Potem była Etiopia. Przeglądając przewodnik natrafiłem na informację o książce Grahama Hancocka "The Sign and the Seal", będącej jakoby jedną z ciekawszych pozycji dotyczących tego kraju. Pare dni później zobaczyłem tą książkę w Bahir Darze u lokalnego sprzedawcy i bez większego zastanowienia zapłaciłem za nią 3USD. Lektura była wciągająca, akcja toczyła się wartko, autor opisywał swoją pogoń za prawdą i przytaczał masę argumentów na to, że Arka w rzeczywistości przetrwała zakręty historii i obecnie znajduje się w Aksum, na polnocy Etiopii. Cała historia miejscami ocierała się o granice prawdopodobieństwa, brali w niej udział Templariusze, masoni, starożytna zaginiona cywilizacja, brakowało tylko UFO. Jednym słowem lekka rzecz do przeczytania w wakacje, o tyle ciekawsza, że opisywala miejsca, w ktorych własnie bylem.

Samo Aksum było w planach pod sam koniec wyjazdu. Mieścina taka, jak każda inna, jedna główna ulica, parę hoteli, dworzec autobusowy. Nic nie wskazuje na to, że było to kiedys centrum starej cywilizacji, po której pozostały między innymi ogromne kamienne stele (do wzniesienia których, jak mówi miejscowa legenda, wykorzystywana była własnie Arka, uwieczniona na jednym z kamieni).




Na przeciwko parku ze stelami znajduje się monumentalny kościół St Mary of Zion, zbudowany przez Haile Selassie paredziesiąt lat temu. Kawałek dalej stoi o wiele ciekawszy poprzednik z XVII wieku. A pomiędzy nimi widać niepozorną kapliczkę, przpominającą raczej mały budynek gospodarczy. To własnie tam, pod opieką strażnika przechowywana jest Arka. Miejsce raczej klaustrofobiczne, turystom nie wolno się do niego zbliżać, zajeć poza pilnowaniem relikwii niewiele. Nic dziwnego, że obecny strażnik po usłyszeniu nominacji podobno uciekł i trzeba go bylo sprowadzać z powrotem siłą.

To tu przechowywana jest Arka

Ale najciekawsze miało dopiero nastąpić. Siedząc wieczorem w hotelu dowiedzieliśmy się przypadkiem, że następnego dnia wcześnie rano Arka zostanie wyniesiona z kościoła i pokazana publicznie podczas jednej z uroczystości kościelnych. Takiej okazji nie można było przegapić.
Wstaliśmy przed wschodem słońca, otuliliśmy się tradycyjnymi etiopskimi białymi strojami przypominającymi prześcieradła i podjechaliśmy pod kościół. Po drodze mijamy pielgrzymów a pod samym kościołem parking dla kilkudziesięciu śpiących wielbłądów. Wysiadamy na jednym z większych placów w mieście, gdzie koło wielkiego drzewa na betonowym podwyższeniu udekorowanym kolorowymi żarówkami ma być pokazana Arka. Ludzi sporo, sami miejscowi, ubrani tak jak my na biało i trzymający w rękach palące się świeczki. Czekamy przy jednej z wewnętrznych bram.

I po chwili ukazuje się naszym oczom, okryta zdobionym kawałkiem materiału, niesiona na głowie, w procesji, okadzana dymem, witana śpiewem przez pielgrzymów (niektórzy z nich nieźle fałszują...). Wrażenie niesamowite, jesteśmy świadkami czegoś prawie intymnego, mistycznego. To nie udawany show dla bogatych turystów, ludzie dookoła nas na prawde wierzą, że w tej drewnianej skrzyni objawia im się Bóg.

Procesja obeszła kościół w iście sprinterskim tempie. Może dlatego, że duchowny niosący Arkę na swojej głowie był boso a od zimnego asfaltu ciągnęło zimno?

Arka jest mała, nie większa od skrzynki na narzędzia, nijak nie pasuje rozmiarami do opisu biblijnego. Czyli ta cała historia to jednak lipa.
A sama teoria Hancocka? Prawdy w niej tyle, co w Kodzie Leonarda DaVinci, jest pelna nadinterpretacji i falszywych wniosków. Dla dociekliwych, w książce "Quest for the Ark of the Covenant" Stuart Munro-Hay udowadnia, że Arki w Etiopii nigdy nie było a cale zamieszanie wokół niej jest sprytnym zabiegiem PR księży kościoła koptyjskiego. W innych książkach jako miejsce przechowywania wymieniony jest Egipt, Jemen, Izrael, Zimbabwe czy nawet Papua-Nowa Gwinea - teorii jest tyle, ilu naukowców zajmujących się tym tematem. Juz niedługo ktoś zacznie pewnie udowadniać, że Arka jest w Polsce...


Thursday, March 17, 2011

Ślepy los

Welt am Sonntag jednak pomógł w wyborze celu następnej podróży, w sposób pośredni. Wypisałem z niego wszystkie nieodwiedzone jeszcze przeze mnie kraje i metodą losową wybrany został jeden główny i jeden zapasowy - tam pojedziemy w ciągu najbliąszego roku. Los chyba był łaskawy, jedno miejsce jest ciepłe i idealne na zime, drugie dobre na lato.

Gabon i Islandia. Trzeba zabrać się za planowanie podróży :-)

Sunday, March 6, 2011

Jak Niemiec widzi świat?

Jeżeli nie jestem na żadnym wyjeździe to przeglądam książki i gazety szukając inspiracji do przyszłych podróży. Ostatnio w ręce wpadło mi wydanie Welt am Sontag z paroma stronami poświęconymi targom turystycznym w Berlinie. Szczególnie apetycznie zapowiadały się krótkie notki o każdym ze 165 krajów biorących udział w targach. Zapowiadały do czasu, bo po lekturze paru akapitów odechciało mi się czytać dalej a nadzieja na pomysł na następne wyjazdy odleciała w siną dal.

Pare przykładów pseudodowcipnych opisów:
"Andora - jej flagę można łatwo pomylić z rumuńską, systemu podatkowego nie da się pomylić w żadnym wypadku"

albo

"Weź Turcję, dodaj troche sowieckiego ducha i ustaw na wybrzeżu parę szybów naftowych. Wynik - Azerbejdżan"

Niemieckie poczucie humoru nie jest jednak dla mnie.

Z czystej ciekawości zerknąłem na opis Polski, ostatni jego fragment napawał optymizmem: "Odwiedzając Polskę samochodem poczujecie się jak w domu - ilość dziur w jezdni i robót drogowych jest co najmniej taka jak w Niemczech".

Serce rośnie na myśl o tym, że zachodnia gazeta przyrównuje do siebie polskie i niemieckie drogi :-)