Saturday, June 23, 2012

Włoski dla początkujących

Po czym poznać turystę we Włoszech? Po tym, że po południu siedząc w knajpie po obiedzie zamawia cappuccino. Prawdziwy Włoch nigdy tego nie zrobi, on pije ten rodzaj kawy wyłącznie rano, podgryzając przy okazji co najwyżej slodką bułeczkę. Mieszkańcy Itali wychodzą z założenia, że samo mleko w cappuccino jest na tyle kaloryczne, że połączenie go z innym jedzeniem byłoby już przesadą. Po obiedzie dozwolone jest wyłącznie espresso!

Żeby na zwykłą filiżankę kawy nie wydać we włoskiej knajpie majątku, trzeba pamietać o jednej prostej zasadzie - za przywilej siedzenia przy stoliku płaci sie i to sporo. W przypadku małego zamówienia wysokość rachunku może się podwoić jeżeli tylko usiądziemy na stołku. Konsumowanie na stojcąo jest wiele bardziej ekonomiczne. 

Jeżeli ktoś lubi sobie posiedzieć a przy okazji dobrze i tanio się najeść, powinien spróbować aperitivo. To nic innego jak ok 10eur  wydane na jeden drink i bufet, z którego korzystać można bez ograniczeń. All you can eat, najczęściej pomiędzy 18 a 21 - idealny sposób na rozpoczecie włoskiego wieczoru.

 
Aperitivo popularne jest na północy kraju, szczególnie w Mediolanie. Warto zajrzeć do paru knajp zanim wybierze się tą jedyną - ilość dań dostępnych w bufecie waha się od kilku do kilkudziesięciu. Kto nie ma czasu na szukanie, niech w ciemno uderza do dzielnicy Navigli, do baru Momo :-) 


Sunday, June 17, 2012

Mecz w grupie D

Mecz w grupie D zapowiada się pasjonująco. Z jednej strony drużyna Francji, po paruletnim panowaniu na kontynencie i chwilowym załamaniu formy wraca do gry o najwyższą stawkę. Z drugiej strony drużyna angielska, choć pełna naturalizowanych graczy innej narodowości. Stadion w Waterloo jest dobrze przygotowany na przyjęcie zawodników.

Trenerzy podchodza do meczu w zupełnie odmienny sposób. Selekcjoner francuski jest zrelaksowany i pewny zwycięstwa, awans do dalszch rozgrywek wydaje się nie stanowić dla niego dużego wyzwania. 


Szkoleniowiec angielski to człowiek bardziej powściagliwy, z niejaką obawą patrzący na drużynę przeciwnika wchodząca na boisko. 


Jeszcze nie wie, że wynik meczu zapewni mu wieczną sławę a jego imię chwalone będzie na stacjach londyńskiego metra.

Pierwsza połowa rozpoczęta, Francuzi rzucają się do zmasowanego ataku.


... chcąc w pierwszym kwadransie meczu roznieść w pył zwarte szeregi Anglikow. Kapitan tych ostatnich, choć zaniedbał okres przygotowawczy i stracił sporo z sylwetki sportowca, staje na wysokości zadania i często mobilizuje swoich zawodników do kontrataków. 


Udaje mu się to, pierwsza połowa jest wyrównana, żadna ze stron nie uzyskuje większej przewagi.

Przerwa. Czas na reklamę i pierwsze komentarze. UEFA posiada monopol na transmisje do wielu krajów świata, wykorzystuje każdą chwilę na pokazanie meczu z ciekawej strony, także z perspektywy zawodników.


Druga połowa to coraz czestsze ataki drużyny angielskiej zagrażajżce co chwila bramce Francuzów. 


Jedyne, co pozostaje podopiecznym N. Bonaparte to dokładne ustawianie muru przy coraz częstszych rzutach wolnych. 


Gra powoli sie zaostrza, zawodnicy obu stron często padają na murawę. Nad stadionem unosi się dym, pseudokibice odpalili race. Skurcze łapią Anglików. 


Ale to Francuzi sa w o wiele gorszej sytuacji, powoli padają pod naporem drużyny przeciwnej. Zaczyna się mecz do jednej bramki, dopiero gwizdek sędziego kończący mecz przerywa to jednostronne już widowisko. 

Anglia przechodzi do dalszej rundy, na pamiątkę na miejscu spotkania usypany będzie kopiec zwyciestwa. Trener Francuzow zostaje wyrzucony z pracy i udaje sie na sportową emeryturę. Od teraz będzie zajmować się reprezentacją egzotycznej wyspy gdzieś pośrodku oceanu. 

Mecz przejdzie do historii, jego przebieg odtwarzany będzie przez pasjonatów XIX-wiecznych zmagań sportowych. Jedną z takich rekonstrukcji dane było zobaczyć Panstwa komentatorowi.

PS. Wiem, wiem, pod Waterloo biła się też armia pruska, ale nie pasowała do koncepcji wpisu i dla celów stylistycznych została pominięta.:-)

Saturday, June 9, 2012

Malowanki

Zwyczaje pogrzebowe mogą być różne, szczególnie w tak egzotycznych i nieosiągalnych dla zwykłych podróżników krajach jak Austria. Na przykład w małym miasteczku Hallstatt lokalny zwyczaj, podparty mikroskopijną ilością miejsca na przykościelnym cmentarzu, nakazywał wydobycie ciała nieboszczyka 15 lat po śmierci, wypolerowanie kości, wyczyszczenie czaszki i wymalowanie na niej imienia i nazwiska zmarłego, daty śmierci, kwiatuszków, liści dębu i krzyżyków. Tak przyozdobione resztki ludzkie składowano w miejscowej kaplicy. 
Wszystko trwało tak przez ponad dwieście lat, aż do upowszechnienia się kremacji. W ten sposób postęp cywilizacyjny wygrał z pragnieniem piękna; obecnie zgodnie z ostatnią wolą miejscowi mogą ciągle zamówić wystawienie swoich kości na widok publiczny ale ostatnia chętna zgłosiła się pod koniec lat 80 ubiegłego wieku. Pewnie dumna była ze swojego złotego zęba, który do tej pory wystaje ze szczęki i połyskuje w centralnym miejscu kaplicy.

 
Z innych lokalnych dewiacji, miejscowy baron zażyczył sobie, żeby co 50 lat w rocznicę jego śmierci trumnę z jego ciałem wyjmować z krypty, wsadzać na łódkę i przywozić do jego zamku po drugiej stronie jeziora. Parę razy spełniono to życzenie, w końcu jego rodzina ufundowała niemało rzeczy w lokalnym kościele i duchowieństwo musiało się jakoś odwdzięczyć.

Z rzeczy bardziej współczesnych, na jednym z grobów wyeksponowany jest śpiący kot. Może leży tam czarownica?

Nagrobny kot, w tle dom barona - pośmiertnego podróżnika