Serbskie obiekty sakralne w Kosowie podzielić można na trzy kategorie.
Pierwsza to te, które nie przetrwały ostatniej wojny. Ponad 140 cerkwi zrównanych zostało z ziemią albo zamienione w stertę kamieni.
Kategoria druga to cerkwie, które jeszcze stoją, ale czekają na lepsze czasy, napływ pieniędzy i przypływ tolerancji, żeby znowu wrócić do czasów świetności. A tymczasem otoczone są drutem kolczastym i tabliczkami z zakazem wstępu.
Kategoria trzecia to obiekty, które przetrwały w stanie prawie nienaruszonym. Zostało ich niewiele, ale to prawdziwe perełki, na widok których człowiek doznaje przysłowiowego opadu szczęki. Coś takiego przeżyć można na przykład w klasztorze Wysoki Decani.
Zbudowany w XIV wieku dotrwał do naszych czasów w oryginalnym stanie. Szczególne wrażenie robią średniowieczne freski, będące prawie tak stare jak sam klasztor. Po wejściu do środka malowidła na ścianach w połączeniu z panującym półmrokiem powodują, że czujemy się jak podróżnicy w czasie i przenosimy paręset lat wcześniej.
I chyba dobrze, że ten oraz inne zachowane zabytkowe budowle chronione są przez wojska NATO stacjonujące do tej pory w Kosowie. Inaczej "przyjaźni" Albanczycy zrobiliby z nimi to samo, co z dwujęzycznymi tablicami na granicach okolicznych miast - ślady serbskości byłyby pewnie wymazane...