Sunday, March 29, 2015

Raj na ziemi

Prawdziwy raj na ziemi, chodź nie dla wszystkich z tych samych powodów. Jednych zachęci wino na śniadanie i absolutny brak kobiet (włączając w to samice zwierząt), innych przyciągnie mistyczna atmosfera i prawie namacalny kontakt z Bogiem. Dodatkowa zachęta to możliwość oderwania się od chaosu i szybkiego tempa życia we współczesnym świecie, brak bilboardów, obietnic wyborczych, problemów z kredytem w CHF czy durnch programów w telewizji. Powodów do odwiedzenia półwyspu Athos może być wiele, niezależnie od motywacji wizyta w Republice Mnichów na pewno pozostanie w pamięci na długo. 


Dostać się na miejsce nie jest prosto. Na początek trzeba być mężczyzną, co już na wstępnym etapie powoduje odsiew połowy ludzkości. Krok drugi to uzyskanie pozwolenia wstępu na półwysep. Zapomnijmy o strefie Schengen, każdego dnia prawo wejścia otrzmać może co najwyżej dziesięciu nieprawosławnych. O stosowne dokumenty warto ubiegać się parę miesięcy wczesniej. Krok trzeci to załatwienie sobie rezerwacji w wybranych klasztorach, przy odrobinie szczęścia można nawet trafić na mnicha, który zna angielski. Reszta to już pestka, wystarczy mieć dobrą pogodę; przy silnym wietrze promy na Athos nie pływają a inaczej dostać się na miejsce nie ma jak. O wiele lepiej załapać się na sztorm ostatniego dnia pobytu, wtedy można zostać na półwyspie dłużej niż przepisowe trzy noce, co udało się piszącemu te słowa. 



Życie na Athos toczy się własnym rytmem. Śniadanie i kolacje są wspólne, zawsze o konkretnych godzinach i przy akompaniamencie mnicha czytającego w tle święte teksty. Czytającego po grecku, wersji z dubbingiem nie ma, nigdy nie wiadomo kiedy tekst sie skończy i trzeba będzie karnie wstać od stołu. Dla osób chętnych bądź religijnych dostępna jest opcja uczestnictwa w nabożeństwach, trwających nierzadko parę godzin i rozpoczynających się lub kończonych w środku nocy. A do tego  obowiązkowy punkt programu: conocne chrapanie osób mieszkających z nami w pokoju, jednoosobowych w klasztorach niestety nie ma. 


Wszystko jakby nie z tego świata, ale największy szok jest po powrocie na terytorium Grecji. Dopiero wtedy, patrząc na kelnerki w restauracjiach człowiek uświadamia sobie, że przez te pare dni wcale nie odczuł braku kobiet.