Po jednej stronie armia indyjska, po drugiej wojsko z Pakistanu. Niedaleko granica pomiędzy tymi dwoma państwami, nieuznawana przez żadne z nich, traktowana tymczasowo i zwana eufemistycznie linią kontroli. A pośrodku oaza spokoju, raj na ziemi czyli mała wioska Turtuk. Położona na niewielkim plaskowyżu, ponad główną drogą (główną czyli wąskim szutrowym traktem, z wylanym od czasu do czasu asfaltem). Mieszanina kamiennych domków, małych ścieżek i pól uprawnych zupełnie nie pasująca do reszty Ladakhu.
Jestesmy w Beludżystanie, muzułmańskim regionie jeszcze 30 lat temu należącym do Pakistanu. Potem była wojna, zmiana granic i nagle mieszkańcy wioski chcąc nie chcąc stali się obywatelami Indii. Ich rodziny mieszkające teraz parę dolin dalej żeby przyjechać w odwiedziny muszą teraz latać okrężną trasą przez Delhi.
Wszystko wygląda sielsko-anielsko dla turysty, życie miejscowych nie jest jednak usłane różami. W wiosce prawie nie ma mężczyzn, są gdzieć na drugim końcu kraju w wojsku albo pracując na państwowej posadzie. Ciężar codziennego utrzymania rodziny spada głównie na kobiety, które od rana do nocy albo zajmują się domem albo spędzają czas na polu.