Maj jest podobno najlepszym miesiącem na odwiedzenie zachodniej części Czech. W tym roku był chyba najgorszym bo przez cały nasz wyjazd lało jak z cebra więc o jakichkolwiek aktywnościach na świeżym powietrzu można było zapomnieć.
A kiedy pogoda nie
dopisuje, trzeba znaleźć sobie inne atrakcje. Pierwsza z brzegu to lokalna
karlowarska huta szkła z tradycjami. Znana chyba w wielu krajach bo na
półgodzinną wycieczkę po fabryce chętnych z różnych stron świata jest wielu.
W Stanach tego
typu ekspozycja otoczona byłaby pewnie kuloodpornym szkłem, wysokim płotem i
parometrową strefą bezpieczenstwa, żeby tylko nikomu nie przyszło do głowy
dotknąc gorace szkło albo spróbować zajrzeć do wnętrza hutniczego pieca. W
Czechach podejście do zwiedzających jest o wiele mniej sformalizowane. Słusznie
albo nie zakłada się, że turyści wykazują choćby odrobinę zdrowego rozsądku. Dopuszcza
się ich dosłownie na wyciągnięcie ręki i z niewielkiej odległości oglądać mogą
cały proces wytapiania szkła, dmuchania, wycinania nożyczkami płynnych kawałków
czy nawet prozaicznego formowania dziubka w dzbanku i doczepiania do niego
uchwytu. Od czasu do czasu przez tłum zwiedzających przepychają się pracownice
zakładu niosąc na długich wysięgnikach dymiące jeszcze gotowe wyroby do
mieszczącej się na jednej ze ścian chłodni.
Po tym wszystkim łatwiej zrozumieć dlaczego wykonana takim nakładem ręcznej pracy mała szklanka potrafi w sklepie przyzakładowym kosztować parę tysięcy koron.
No comments:
Post a Comment